Proszę wyłącz adblocka. Staram się, by reklamy nie przeszkadzały w czytaniu strony...

środa, 16 marca 2016

Porsche kontra Ferrari - pojedynek o tytuł najszybszego auta świata w połowie lat 80. + bonus


Jest rok 1986. Trwa wojenka pomiędzy Lamborghini a Ferrari o wyprodukowanie najszybszego wozu na świecie. Póki co wygrywa Lamborghini Countach, które może osiągnąć 294 km/h i jest o 4 km/h szybsze od Testarossy. Niemniej już wkrótce ma się to zmienić.


Porsche 959

Porsche od zawsze było znane z pedantycznego wręcz podejścia do produkcji aut. Zresztą mają na to dużo czasu, jako że ich projektanci są bardzo leniwi i 911 zmienia się niewiele. Za to inżynierowie mają duże pole do popisu i pod względem mechanicznym ulepszają samochód niemalże do perfekcji. Samochody tej firmy uchodzą za wzór doskonałości mechanicznej i niezawodności. Jednak włodarzom firmy to nie wystarcza. Chcą czegoś więcej. Chcą rekordu. Więc decydują się na radykalny krok. Stworzyć samochód, który będzie najszybszy na świecie. Oczywiście zatrudnili leniwych projektantów nadwozia (tych od 911), ale za to cała reszta to już inna para kaloszy. 


Z zewnątrz można się było doszukiwać podobieństw do 911 i to wcale nie ujma dla tego auta, jako że sylwetka 911 jest ponadczasowa. Tył ozdobiono wielkim spojlerem, i nie bez powodu. W aucie zastosowano też bardziej aerodynamiczne zespolone zderzaki, nakładki na progi i poszerzone nadkola. Nadwozie zbudowano z aluminium i kevlaru. Wszystko w imię osiągów i lekkości oraz sztywności nadwozia. 


W środku postawiono na luksus. Elektryczne sterowanie siedzeń, klimatyzacja, elektryczne sterowane szyb i lusterek (te ostatnie także podgrzewane), skóra i wysokiej klasy sprzęt audio. To wszystko było w standardzie. W opcji skórzana tapicerka i podgrzewanie siedzeń. Ponadto samochód był wygłuszony i wytłumiony bardzo przyzwoicie. 


Czy wiesz, że Porsche ma najwyższy na świecie zysk w przeliczeniu na każdy wyprodukowany samochód?

Przed sobą kierowca widział dużo zegarów, które informowały go o pracy podzespołów w aucie. Najważniejszy według Porsche to obrotomierz, bowiem silnik wkręcał się na obroty tak szybko, że kierowca musiał mieć pogląd kiedy zaczyna wchodzić na czerwone pole i należy zmienić bieg. Ale - jak wtedy twierdziło Porsche - wskaźników i zegarów nigdy za wiele i dlatego kierowca 959 miał ich przed oczami aż 9. I nie było wśród nich zegarka (zabrakło na niego miejsca). Zegarek został przeniesiony na tunel środkowy i umieszczony przed dźwignią zmiany biegów. 


I co dziwne - wszystkie te gadżety są wykonane tak solidnie, że działają bezproblemowo po dziś dzień, a Porsche nie odnotowało zepsucia się żadnego z tych gadżetów. A propos gadżetów. W tym samochodzie jako w pierwszym na świecie zamontowano system kontroli ciśnienia w oponach, a także ABS i szczątkową kontrolę trakcji (ale tu już nie byli pierwsi na świecie)... 


A teraz zajmiemy się mechaniką, bo tu jest o czym opowiadać. Skrzynia miała 6 biegów. I to także była absolutna nowość. Inżynierowie firmy, wiedząc jakie wady miała szybka 911 turbo postanowili im przeciwdziałać i wyposażyli 959 w napęd na 4 koła. Wskutek czego ten samochód prowadził się genialnie. No, ale nic by z tego prowadzenia nie wyszło, gdyby nie... 


Silnik. A był on wręcz majstersztykiem. Chłodzony zarówno cieczą, jak i powietrzem (genialne rozwiązanie w aucie z silnikiem umieszczonym z tyłu, gdzie nie ma miejsca na duże chłodnice). Silnik to 6-cylindrowy boxer, mający 4 zawory na cylinder o pojemności 2,85 litra i mocy bagatela 450 KM i momencie obrotowym 500 Nm. Jak to możliwe? Oczywiście dzięki turbosprężarce. Dużej turbosprężarce. Ale miała ona swoje wady, czyli ogromną bezwładność, a co się z tym wiąże potężną turbodziurę. No ale inżynierowie Porsche to nie ludzie z ulicznej łapanki, a ludzie znający swój fach. Poradzili sobie i z tym. Wyposażyli auto w drugą turbosprężarkę. Malutką, która kręciła się od samego dołu. Obie sprężarki działały sekwencyjnie i były zaprojektowane w ten sposób, że gdy mała sprężarka osiągała szczyt swoich możliwości - zastępowała ją ta duża, która była już rozkręcona do obrotów pozwalających pompować powietrze bez turbodziury. Co ciekawe - mniejsza turbosprężarka obsługiwała tylko trzy cylindry po to, by działać efektywniej! Czy wysiłek inżynierów się opłacił? Luksus w połączeniu z lekkim dopracowanym aerodynamicznie nadwoziem i mocnym silnikiem dał niezwykłe rezultaty. Do setki auto przyspieszało w czasie 3,7 sekundy. Ćwierć mili pokonywało w czasie 11,8 sek, a kilometr ze startu zatrzymanego był pokonywany w czasie 20,6 sekundy. Ale co z prędkością maksymalną? Otóż wynosiła ona... 317 km/h. I tu jako pierwsi na świecie pokonali barierę 300 km/h w aucie produkowanym seryjnie. 

Porsche triumfuje i ogłasza model 959 najszybszym samochodem na świecie, tym samym jawnie wyzywając konkurentów z Włoch do otwartej wojny, bowiem Porsche zagrał Ferrari na nosie i to w przededniu ich wielkiego święta...


Po prezentacji Porsche, Enzo Ferrari poczuł się jak mistrz świata wagi ciężkiej znokautowany przez 12-latka. Dla niego to była zniewaga podobna do polecenia, by Chuck Norris założył rurki. Do tej pory prowadził on wojnę podjazdową z Lamborghini. Wojna ta polegała na zwiększaniu mocy we flagowych modelach, czyli w Testarossie u Ferrari i Countachu w Lamborghini. Co roku prowadził to jeden, to drugi model. Póki co walka stanęła na 294 km/h w Countachu. Jednak po prezentacji Porsche 959 88-letni Enzo Ferrari zdał sobie sprawę, że podwyższanie mocy nie wystarczy, by być najszybszym na świecie. Mocno wkurwiony Enzo zwołał więc naradę w firmie i stanowczo powiedział, że za rok Ferrari ma wypuścić jeszcze lepszy i szybszy model. Dlaczego za rok? Bo w roku 1987 firma obchodziła 40-lecie istnienia i tej rocznicy żadne Porsche zakłócić mu nie może. 

Zatem inżynierowie wzięli się do dzieła i już za rok zaprezentowali najgenialniejszy samochód sportowy wszech czasów. Był nim:

Ferrari F40


Liczba w nazwie oznaczała, że auto jest zbudowane na 40-lecie istnienia firmy, a F to skrót od Ferrari. Proste i eleganckie. Z początku planowano wyprodukowanie 950 sztuk tego modelu, ale widząc jakie zainteresowanie wzbudza to auto postanowiono zwiększyć ilość aut do 1315. Sylwetka auta może się podobać. Ogromny spojler, silnik ukryty za szybą z pleksi, otwierane reflektory i wściekle czerwony Ferrari Rosso. Sam kształt sylwetki także był bardzo drapieżny. Nisko poprowadzony przód i szeroki tył z 4 okrągłymi światłami i centralnym wydechem. Nawet do dziś to auto wzbudza szacunek i pożądanie u każdego fana motoryzacji. Szerokie przednie błotniki i wcięte drzwi. Nie - nie będę się więcej o wyglądzie tego auta rozpisywał, bo mi żal, że go nie mam. Zresztą - popatrz na zdjęcia, one powiedzą więcej niż tysiąc słów. 


Samochód zbudowano z ramy przestrzennej, do której umocowano silnik. Ramę zbudowano głównie z włókna węglowego. Tylko w paru miejscach wykorzystano do budowy ramy aluminium i stal. Na ramę nałożono nadwozie, a była to skorupa z kevlaru i włókien węglowych. Elementy tapicerki samochodu wykonano z Nomexu, dzięki czemu cały samochód był niezwykle lekki. Ważył on 1100 kg (o 350 kg mniej od Porsche). Jest to masa suchego samochodu - bez płynów eksploatacyjnych, bo tak ważyli samochody Włosi. Ferrari poskąpiło nawet na lakierze. Warstwa lakieru była tak cienka, że przebijało spod niej włókno węglowe użyte do produkcji nadwozia. Wszystko w imię lekkości. 


W środku zero luksusów. Cienkie fotele z małą ilością gąbki, zero wytłumień. Dywaniki? Zbędne - zwiększają masę. Kierowca i pasażer widzieli włókna węglowe i klej, który je łączył. 


Zegarów Ferrari na szczęście nie poskąpiło i było ich aż 7. Klimatyzacja? No bez jaj - po co komu taki zbytek. Jak chcesz mieć chłodno - opuść szyby. Radia także nie przewidziano. Po co? Silnik miał grać, a nie radio. 


Prostotę F40 widać wszędzie. Szyby otwierane za pomocą korbki, a drzwi otwierane i zamykane za pomocą... sznurka! Oczywiście nie ma mowy o obiciach tapicerskich drzwi. 


Czy wiesz, że czarny koń stojący na tylnych nogach jest we Włoszech uważany za symbol szczęścia? A Enzo Ferrari zapożyczył rumaka do swojego logo od Francesco Baraccy, najskuteczniejszego pilota I wojny światowej? Francesco miał wymalowanego takiego rumaka na swoim samolocie, a Enzo był pod wrażeniem umiejętności pilota.

W Ferrari nie skupiali się na fajerwerkach, a tylko i wyłącznie na obniżeniu masy. Postawiono samochód na szerokich kołach, silnik umieszczono centralnie, maksymalnie obniżono środek ciężkości, zastosowano zwartą i lekką 5-biegową skrzynię i tylny napęd. O ABS nikt nie myślał - w tym aucie miały się liczyć umiejętności i refleks kierowcy. Wspomagania kierownicy też nie było. Wszystko to sprawiało, ze samochód prowadził się jak gokart. Każdy, kto nim jechał, jego prowadzenie uważa za idealne. 


A skoro wspomniałem już o silniku, to muszę napisać o nim więcej, bo konstrukcja to wyjątkowa. Jest to jednostka V8 o pojemności 2,9 litra, czterech zaworach na cylinder i mocy 478 KM i momencie obrotowym 577 Nm, chłodzony cieczą. Jak widać downsizing to nie wymysł dzisiejszych czasów. Kąt rozchylenia cylindrów to 90 stopni. Sprężarki ładowały z ciśnieniem 1,1 bara i każda obsługiwała jedną głowicę. Z tego powodu Ferrari cierpiało na sporą turbodziurę. Każda z głowic miała, co oczywiste, swój układ wydechowy i każda miała swoją rurę wydechową pośrodku tylnego zderzaka. Ale ale. Rury są trzy. Czy środkowa to atrapa i po włosku dodana, by ładniej wyglądać? Oczywiście, że nie. Każda sprężarka miała zawór wastegate, który upuszczał nadmiar spalin właśnie do środkowego wydechu. I dzięki temu rozwiązaniu brzmienie wydechu Ferrari było niesamowite! Silnik umieszczono, jak wspomniałem, centralnie, za pionowo poprowadzoną ścianą grodziową wykończoną szybą z pleksi. Od góry silnik przykryto dużą pokrywą, w której była także szyba wykonana z pleksi, bo szkło byłoby za ciężkie. Dzięki takiemu rozwiązaniu każdy mógł oglądać to małe dzieło sztuki. 


Ferrari F40 zostało zaprezentowane w roku 1987. Do setki przyspieszało w 4,5 sekundy (oficjalnie przez wspomnianą turbodziurę czas sprintu do setki był tak duży, choć osobiście uważam, że skrzynia mająca mniej biegów i dłuższe przełożenia też się mogła do tego przyczynić), czas przejazdu 400 metrów to 11,97 sekundy, czas przejazdu kilometra ze startu zatrzymanego to 20,80 sekundy. Prędkość maksymalna to... (wstrzymujemy oddech)... 325 km/h! Ferrari triumfował i wybił Porsche z głowy próby bicia jakichkolwiek rekordów prędkości na parę ładnych lat. Zresztą Porsche nigdy się nie otrząsnęło po zadanym przez Ferrari ciosie i przestało bić rekordy prędkości wiedząc, że z Włochami się nie wygra. Z własnego rekordu cieszyli się zaledwie rok. Za to Enzo triumfalnie świętował 40-lecie powstania swojej firmy. Miał bowiem najlepszy i najszybszy samochód sportowy świata. I do dziś F40 przez wielu jest uważany jako niedościgniony wzór. Enzo zmarł rok później (w roku 1988) prowadząc swoją firmę aż do śmierci i odszedł jako człowiek, który ma najszybszy samochód świata. Prędkość F40 wyniosła ostatecznie 360 km/h (w ostatnich latach produkcji modelu). 


A dziś? O cenach tych aut mówił nie będę, bo osiągają poziomy astronomiczne. Za to pokażę film z nimi. Miłego oglądania! 


Tak, wiem, w artykule pominąłem masę szczegółów technicznych, ale nie one są sednem tego opisu. Zawarłem w nim to, co uważałem za najistotniejsze. 

Dwa samochody, dwie różne filozofie ich budowy, ale cel ten sam. Bycie jak najlepszym. I każda z firm swój cel osiągnęła, choć podeszła do jego realizacji na swój sposób. Właśnie za to kocham motoryzację...

Artykuł napisałem dla Joe Monster

Bonus tylko dla czytelników tej strony!


Czy wiesz, że Porsche 959 było budowane z myślą o rajdach? A konkretnie o rajdowej grupie B. Co to była za grupa? Ano to była grupa w której jeździły bardzo szybkie samochody z bardzo lekkimi nadwoziami. Przepisy w żaden sposób nie ograniczały mocy silników dla pojazdów startujących w tej grupie. Panowała tu wolna amerykanka. Generalnie im samochód był szybszy tym lepiej. Porsche chciało wejść do tej grupy i zawojować ją nie tyle mocą, co precyzją prowadzenia. Samochód miał się prowadzić idealnie i powinien mieć znakomite właściwości trakcyjne. Właśnie tu Porsche upatrywało swojej szansy. Bo B grupowe pojazdy miały potworne moce. lecz prowadziły się paskudnie. Więc inżynierowie firmy dopracowywali auto do perfekcji. Kiedy już było perfekcyjne, to okazało się, że grupa B została zlikwidowana. A upadek grupy B rozpoczął włoski kierowca Attilio Bettega, który zginął w roku 1985 podczas Rajdu Korsyki. Tak więc był samochód, a nie było grupy, w której mógł się on ścigać. Ale Niemcy to twardzi ludzie. Skoro przez jednego Włocha grupa została zlikwidowana, to postanowili napsuć krwi innemu Włochowi. Reszta jak mówią jest historią... A poniżej zdjęcie 959 w wersji rajdowej.


2 komentarze:

  1. Świetny artykuł, najlepszy na ten temat w polskim internecie. Jeśli można wiedzieć to z jakich źródeł czerpiesz informację do swoich wpisów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak jest u Was ogarniana obsługa informatyczna dla firm? Zewnętrzny podmiot na takiej zasadzie - https://www.teleaudyt.pl
    czy macie kogoś u siebie? Doświadczenia?

    OdpowiedzUsuń

Proszę komentować artykuły. Proszę nie robić wycieczek osobistych do innych komentujących. Proszę nie reklamować swoich stron w komentarzach. Takie komentarze będą usuwane, a nagminne niestosowanie się do próśb spowoduje zaostrzenie dodawania komentarzy.